Uwielbiam gotować, jeść, smakować, ale podróżować kocham od lat. Choć jeszcze w swych wojażach nie przekroczyłam granic Europy, na myśl o wyjeździe cieszę się jak dziecko, niezależnie od tego czy to odpoczynek w kraju, czy poza nim. Każdy wypad pozwala nam się oderwać od dnia codziennego, na chwilę zapomnieć o troskach, spojrzeć na wszystko z innej perspektywy, poznać nowe miejsce, ludzi, zwyczaje, tradycje, kuchnie. Każda podróż nas czegoś uczy, oswaja świat. Pozwala nam się nim zachwycać, bo w nieznanym miejscu wszystko przyjmujemy na nowo, dostrzegamy to, na co miejscowi nie zwracają uwagi. Zaś po powrocie do domu swoje otoczenie (przynajmniej przez kilka pierwszych dni) również przyjmujemy inaczej, bardziej świadomie.
Jednak wracając do sedna, piszę ten post by podzielić się z Wami wrażeniami z wakacji, na które wraz z Najukochańszym wyjechaliśmy z początkiem paźdzernika na Maderę, nazywaną krainą wiecznej wiosny i podzwrotnikowym rajem, co w pełni potwierdzamy!