Choć pendolino mamy już w Polsce od jakiegoś czasu, na tory wyjechało dopiero w grudniu ub.r. Chęć przetestowania tego cudownego środka transportu, wokół którego urosła niemal legenda, była w nas wielka, ale grudzień w związku ze świętami był chyba dla większości z nas bardzo intensywny, dlatego podróż zaplanowaliśmy na styczeń :)
Już z początkiem miesiąca przez internet zakupiliśmy bilety na jednodniowy wypad do Krakowa (bilety kupiliśmy w najniższej dostępnej cenie - 49 zł za podróż dla jednej osoby w jedną stronę, w sumie 196 zł).
Jak to zwykle bywa pogoda spłatała nam figla. Po niemal bezśnieżnej dotychczas zimie, nasza podróż wypadła w dzień, w który gdy wyglądałam rano za okno, aż przecierałam oczy ze zdumienia, tyle śniegu napadało w małej miejscowości położonej 20 km od Warszawy. Lekki mróz, zachmurzone niebo i nieodśnieżone ulice nie nastrajały optymistycznie. To był poranek, w który nie chce się wychodzić spod kołdry, jednak nie odpuściliśmy! I to była dobra decyzja :) Tak jak z każdym kilometrem stan odśnieżenia drogi był coraz lepszy, podobnie z każdą godziną poprawiała się pogoda.
Pociąg zrobił na nas piorunujące wrażenie, zwłaszcza w zestawieniu z doświadczeniami jakie mamy po podróżach ICC oraz TLK. Niby oczywiste, jednak nie zawsze w przypadku polskich kolei, wagon oraz toalety były czyste, schludne, zadbane, siedzenia wygodne, a obsługa niewiarygodnie uprzejma i pomocna! Odjazd był punktualny, kierownik pociągu miło przywitał wszystkich podróżnych i na bieżąco informował o planowanym czasie przejazdu oraz opóźnieniach, które wynikły w drodze (na miejsce dotarliśmy z 5-cio minutowym opóźnieniem), jak również o osiągniętej w trakcie przejazdu prędkości 200 km/h,by nikomu ten krótki moment nie umknął :) Bo po szumnych hasłach o rozwijanych przez pendolino szybkościach, mieliśmy wrażenie, że podczas przejazdu krajobraz za oknem będzie przynajmniej nieostry, jeśli nie całkowicie rozmazany, niestety to tylko wytwory naszej wyobraźni ;)
Kraków przywitał nas taką samą aurą jaka panowała w Warszawie, jednak nie miało to wpływu na jego urok.
Mnie zachwyciły przepiękne dorożki konne, które wyglądały jak wyjęte z baśni o Kopciuszku, jakby pędziły przez miasto z bohaterką, która o północy zgubi szklany pantofelek.
Jak wspomniałam żołądki zmusiły nas do wyjścia na powierzchnię w poszukiwaniu jedzenia. Wybór padł na Trzy Papryczki, bardzo przyjemną restauracyjkę z kuchnią włoską o przytulnej, domowej atmosferze, której swojskości i ciepła nadaje bezpretensjonalny wystrój oraz piec do pizzy.
To miejsce z pyszną kuchnią, o czym najlepiej świadczy ilość gości. Choć jest miejsce z zaledwie kilkoma stolikami, to żaden z nich nie pozostawał pusty przez dłużej niż 5 minut.
Z karty wybraliśmy dla siebie po zupie oraz drugim daniu, dla mnie sałatka, dla Najukochańszego pizza na cieniutkim cieście, wyrabianym i widowiskowo podrzucanym na oczach gości przez kucharza.
Wszystko było smaczne, obsługa uprzejma, a rachunek rozsądnej wysokości :) Jakbyście mieli okazję skosztować, polecamy to miejsce.
Z pełnymi brzuchami mogliśmy kontynuować nasz spacer po mieście, tym bardziej, że wyszło słońce i rozweseliło niebo.
To miasto urzeka bez względu na porę roku czy dnia :)
Kraków przywitał nas taką samą aurą jaka panowała w Warszawie, jednak nie miało to wpływu na jego urok.
Plac Matejki
Barbakan
Sukiennice i Bazylika Mariacka w tle
Mnie zachwyciły przepiękne dorożki konne, które wyglądały jak wyjęte z baśni o Kopciuszku, jakby pędziły przez miasto z bohaterką, która o północy zgubi szklany pantofelek.
To jak spędzimy ten dzień nie było zaplanowane. Wiadomo, że w 9 godzin nie zobaczymy po raz N-ty wszystkich atrakcji tego miasta, dlatego chcieliśmy po prostu miło go spędzić. Jedynym z góry zaplanowanym punktem na mapie było zwiedzenie Muzeum Podziemia Rynku (Śladem europejskiej tożsamości Krakowa), o którym słyszeliśmy wiele superlatyw. Ponieważ to miejsce cieszy się ogromnym zainteresowaniem turystów, jeśli chcielibyście je zwiedzić, warto jest wcześniej zarezerwować bilety przez internet, by mieć pewność, że będziecie mieli taką szansę.
Muzeum znajduje się kilka metrów pod ziemią, pomiędzy sukiennicami, a kościołem Mariackim. Powstało po odkryciu przez archeologów śladów wielowiekowej historii miasta podczas prac prowadzonych w latach 2005 - 2010 (więcej na ten temat przeczytacie tutaj).
Na zwiedzanie trzeba przeznaczyć minimum godzinę, o czym informuje obsługa, jednak jest to czas absolutnie minimalny. My, nie zdając sobie sprawy z upływu czasu, spędziliśmy w nim blisko dwie godziny, a gdyby nie doskwierający głód, zapewne bylibyśmy jeszcze dłużej.
Muzeum wśród autentycznych starych murów, rekonstrukcji domostw, pracowni rzemieślniczych, przy każdym stanowisku ma tablice interaktywne, z których dowiadujemy się znacznie więcej o historii, tradycji i obyczajach miasta i jego mieszkańców. W tle słychać głosy handlarzy, przekupek, co tworzy niepowtarzalny klimat tego miejsca.
Poniżej niewielki ułamek zdjęć z tej wystawy, mam nadzieję, ze rozbudzą Waszą ciekawość :)
Wóz służący do przewożenia ciężkich ładunków
Waga i pomiar w krakowskim systemie miar
Pomiar wysokości w dawnych jednostkach
Przykładowy warsztat rzemieślnika
Symulacja pożaru, który miał miejsce po najeździe Mongołów na miasto
Makieta obrazująca zabudowę miasta z rozróżnieniem na zabudowę drewnianą, murowaną i budynki sakralne
Film ukazujący życie Krakusów w XIII wieku
Drewniana misa i łyżki
But damski
But męski
Guziki, fragmenty pasków i innych części garderoby
Przedmioty wykonane przez rzemieślnika - kowala
Przedmioty wykonane przez rzemieślnik - ślusarza
Figurki
Kości i kulki do gier hazardowych
Biżuteria
W podziemiach temperatura oscyluje ok 15 stopni, dlatego najrozsądniej jest zwiedzać je w okryciu wierzchnim :)
Jak wspomniałam żołądki zmusiły nas do wyjścia na powierzchnię w poszukiwaniu jedzenia. Wybór padł na Trzy Papryczki, bardzo przyjemną restauracyjkę z kuchnią włoską o przytulnej, domowej atmosferze, której swojskości i ciepła nadaje bezpretensjonalny wystrój oraz piec do pizzy.
To miejsce z pyszną kuchnią, o czym najlepiej świadczy ilość gości. Choć jest miejsce z zaledwie kilkoma stolikami, to żaden z nich nie pozostawał pusty przez dłużej niż 5 minut.
Z karty wybraliśmy dla siebie po zupie oraz drugim daniu, dla mnie sałatka, dla Najukochańszego pizza na cieniutkim cieście, wyrabianym i widowiskowo podrzucanym na oczach gości przez kucharza.
Zupa sycylijska z kurczakiem i makaronem ryżowym
Krem z czosnku z grzankami
Sałatka z kurczakiem, awokado i płatkami migdałów
Z pełnymi brzuchami mogliśmy kontynuować nasz spacer po mieście, tym bardziej, że wyszło słońce i rozweseliło niebo.
Fragment Drogi Królewskiej
Kościół św. Piotra i Pawła
Pani grająca na pile
Widoki z drogi prowadzącej na Wawel
Katedra na Wawelu
Dziedziniec Zamku Królewskiego na Wawelu
To miasto urzeka bez względu na porę roku czy dnia :)
Dzień minął niepostrzeżenie, aktywnie, ale bez pośpiechu :) Taki wypad to fajny pomysł na choćby chwilową zmianę otoczenia, przerwanie codziennej i weekendowej monotonii oraz aktywny wypoczynek z najbliższą osobą.
Powrót odbył się punktualnie, idealnie zakończył ten dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz